Notatnik liturgisty

Wszystko się zdarza sługom ołtarza

Materia Eucharystii

Materią Eucharystii jest chleb i wino. To jest dla nas dość jasne. Na marginesie można dodać, że nie dla wszystkich to bywało aż takie oczywiste, bo jak wiadomo granice inkulturacji są kwestią dyskusyjną, więc niektórzy pytali, czy można i te znaki na różne sposoby dostosowywać do lokalnych obyczajów. Święta Kongregacja wielokrotnie wyjaśniała, że nie można, poza bardzo nielicznymi wyjątkami. Tym razem inne kultury muszą poznać fragmenty kultury judeochrześcijańskiej ze szczególnym uwzględnieniem chleba i wina, których tu bliżej przytaczał nie będę.

Chleb

Wymogiem jest, żeby chleb był pszenny, co od razu jest problemem dla chorych na celiakię, czyli nietolerujących glutenu (białka zbożowego). Chleb, do którego wypieku została użyta pszenica, trochę będzie go miał, a niektórym ludziom szkodzą nawet śladowe ilości, do tego stopnia że nie mogą używać tej samej gąbki do zmywania naczyń, jeśli ktoś nią mył nóż do normalnego chleba. Na szczęście tak ostra postać jest rzadka, więc większości pacjentów wystarczają komunikanty niskoglutenowe (nie bezglutenowe!), które można normalnie używać. Szafarz teoretycznie ma obowiązek umyć palce przed ich dotykaniem, ale z moich obserwacji wynika, że bywa różnie. Kiedyś komunikanty niskoglutenowe były takie trochę żółtawe i łatwo było je odróżnić, teraz się głównie używa białych.

Dodatkowo w obrządku łacińskim chleb powinien być „niekwaszony”, tzn. nie używa się drożdży ani zamienników typu proszek do pieczenia. Robimy tak dlatego, że pieczywo niekwaszone się nie psuje (nie pleśnieje), tylko schnie. Świeckie, popularne odpowiedniki to podpłomyk, maca, etc., a w przepisie wyraża się to tym, że używa się tylko wody i mąki. Niektóre (zwykle wschodnie) obrządki używają chleba kwaszonego, co się wiąże z innymi rozwiązaniami technicznymi i innymi przyborami.

Samodzielny wypiek

Chleb można samemu upiec, np. na Paschę na ONŻ 2° (żeby użyć takiego samego do posiłku na pierwszej stacji i do Mszy). Nagina się w ten sposób przepis, że wypiek chleba powinien się odbywać za zezwoleniem ordynariusza, ale w małych grupach takie coś przechodzi. Nie należy natomiast łamać części tego przepisu, która mówi, że trzeba to umieć robić. Koniecznie trzeba więc to wcześniej przećwiczyć.

Głównym problemem jest, że ciasto z samej mąki się przykleja do palców i blachy, więc koniecznie trzeba piec na papierze do pieczenia, a z konsystencją ciasta można do pewnego stopnia walczyć dorzucając więcej mąki. Nie należy sobie pomagać tłuszczem (jak przy pizzy) ani solą.

Chleb niekwaszony bardzo się kruszy, a taki pieczony samemu jest pod tym względem jeszcze gorszy, bo jest gruby. Koniecznie trzeba już po rozłożeniu na papierze zrobić wykałaczką linie, wzdłuż których można go połamać.

Wino

Na temat wina funkcjonuje kilka przesądów, którego można używać, którego nie. Przepisy mówią, że wino ma być „bez dodatków”, co prawdopodobnie miało znaczyć, że nie jest aromatyzowane, nie poprawia się zawartości alkoholu dolewając spirytus, i cukier też pochodzi z winogron, a nie jest dosładzane syropem z trzciny albo buraków. Haczyk jest taki, że producenci piszą na etykietach „zawiera siarczyny”, które od zawsze są używane normalnie do procesu produkcyjnego na różnych etapach. Piszą pewnie, bo takie są przepisy, bo w/w siarczyny są trochę szkodliwe (nawet jeśli nie tak, jak alkohol etylowy, którego w winie jest dużo więcej), a biedni oazowicze, którzy nie umieją w wino, wpadają w panikę, że dodatek.

Wino może być białe albo czerwone. W obrządku łacińskim przyjęło się używać białego (nawet jeśli tak samo można użyć czerwonego), ponieważ plamy na białym puryfikaterzu są niewidoczne. Obrządki wschodnie przyjęły używać czerwonego, więc mają też różową bieliznę kielichową, analogicznie żeby nie trzeba było tak często prać.

Jeden z wyjątków od obowiązku używania prawdziwego wina jest taki, że jak ksiądz jest niepijącym alkoholikiem, to nie wolno mu pić nawet wina, ale nadal ma obowiązek przyjmowania obu postaci, jeśli przynajmniej koncelebruje. Wyszłoby więc, że ma do wyboru: albo już nigdy nie odprawi Mszy, albo poważnie ryzykuje, że wpadnie w kolejny ciąg. Dlatego do Mszy używa moszczu, czyli półproduktu wina. (Musi na to dostać dyspensę).

Nigdy nie widziałem, żeby ktoś konsekrował wino domowej roboty.

Na rekolekcje wino dobrze się wozi w folii po tonerze do drukarki laserowej.

Sprzątanie

Jeśli zdarzy się, że trzeba się pozbyć Pana Jezusa nie zjadając, służy do tego woda. Wodą rozpuszcza się postacie eucharystyczne, żeby przestały nimi być. Kiedy nie ma chleba albo nie ma wina (w sensie nie widać, żeby jeszcze cokolwiek zostało), to nie ma też obecności Chrystusa. Jest to ściśle powiązane z jedną z głównych zasad liturgii, czyli czytelnością znaku. Znak nieczytelny nie istnieje.

Są dwie takie procedury: jedna to puryfikacja, normalnie po każdej Mszy przemywa się wodą wszystkie naczynia. Do drugiej używa się vasculum, małego naczynia z wodą stojącego z reguły gdzieś obok tabernakulum. Na co dzień służy do tego, żeby szafarze Komunii św. mieli jak umyć palce po jej rozdzieleniu. W razie potrzeby (czytaj: jeśli Twoi podopieczni trzepnęli korporał) można do vasculum zrzucić, co jest nakruszone. Trafiają tam też upuszczone na ziemię komunikanty albo znalezione z podejrzeniem profanacji. Co do zasady vasculum może się posługiwać każdy wierny, tzn. jeśli ktoś znajdzie okruszki, a nie ma w okolicy księdza, może wg roztropności sam się ich do vasculum pozbyć.

Tzw. cuda eucharystyczne (głupi termin, bo od cuda to się na każdej Mszy dzieją, ale cóż) są często związane właśnie z vasculum. Typowy scenariusz jest taki, że ktoś porzuca komunikant, który potem znajdują, wrzucają do vasculum i zostawiają na tydzień, żeby się rozpuścił. Po tygodniu zamiast czystej wody znajdują pływający w niej kawał mięsa.

Woda używana do likwidacji Eucharystii powinna zostać albo wypita (puryfikacja) albo trafić do ziemi, która jest miejscem godnym (w przeciwieństwie np. do kanalizacji). Kiedyś były do tego celu specjalne studzienki (studnia to bardzo czcigodne miejsce, jak nie wiesz, popytaj na wsi). Teraz studzienek nie ma, wylewa się więc gdzieś pod krzyż, a wodę po lavabo do kwiatka.

Na podobnych zasadach odbywa się pranie bielizny kielichowej. Każda część jest oznaczona krzyżykiem, żeby przypomnieć piorącemu, że to, w czym jest uwalona, to nie jest zupa. Przed praniem bieliznę namacza się w czystej wodzie, która potem idzie do ziemi. Tak samo jeśli chce się lepiej wyczyścić naczynia liturgiczne, najpierw się je namacza, a potem się myje szarym mydłem. (RS 120)