Modlitwa charyzmatyczna
Wreszcie [Jezus] ukazał się Jedenastu, gdy byli za stołem, i wyrzucał im brak wiary i zatwardziałość serca, bo nie uwierzyli tym, którzy widzieli Go zmartwychwstawłego. I powiedział do niech: «Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu! Kto uwierzy i przyjmie chrzest, będzie zbawiony; a kto nie uwierzy, ten się potępi. Tym, którzy uwierzą, takie znaki będą towarzyszyć: W moje imię będą wyrzucać demony, będą mówić nowymi językami, węże będą brać do rąk, i chćby wypili coś zatrutego, nie zaszkodzi im. Będą na chorych kłaść ręce, a ci zostaną uzdrowieni.»
A gdy Pan Jezus to do nich powiedział, został wzięty do nieba i zasiadł po prawej stronie Boga. Oni zaś rozeszli się i przepowiadali Ewangelię wszędzie, a Pan współdziałał z nimi i potwiedzał naukę znakami, które jej towarzyszyły.
Takie znaki istnieją, a Duch Święty faktycznie działa. To nie jest ani bujda, ani też nie jest opowieść z dawnych czasów (np. że były na początku istnienia Kościoła, a teraz zanikły). Nie jest to oczywiste dla wszystkich, i przez kilkanaście wieków ludzie myśleli różne rzeczy (w tym te powyżej). KKK jest na ten temat podejrzanie wstrzemięźliwy. Co ciekawe, to chyba jedno z niewielu miejsc w rozdziale o modlitwie, gdzie KKK czegoś zabrania (a zabrania starać się o te dary lekkomyślnie).
Cała rzeczywistość modlitwy charyzmatycznej to trochę nie mój dział. Znaki towarzyszą nawróceniu („Tym, którzy uwierzą, takie znaki będą towarzyszyć: […]”), a potem zanikają. Animatorzy liturgiczni nie stykają się z nimi, bo nie towarzyszą ludziom, którzy się dopiero nawracają. Innymi słowy: na taką modlitwę jest miejsce na ONŻ 1°, a nie 2°. Wydaje się, że taka jest kolejność rzeczy, tzn. Pan Bóg chce coś takim środkiem osiągnąć (wobec delikwenta i/lub jego wspólnoty, ale z moich obserwacji wynika, że nader często chodzi o samego zainteresowanego), a jak osiągnie, to się dar kończy. Znaczyłoby to też, że jeśli dar trwa, to proces się jeszcze nie zakończył i trzeba szukać oczekiwanych rezultatów.
Modlitwa charyzmatyczna, i w ogóle dary nadzwyczajne mogą być bardzo pomocne w formacji liturgicznej. Po pierwsze, dają ludziom odczuć, że On naprawdę jest Wszechmogący, a modlitwa to nie zabawa. Po drugie, dają zupełnie inaczej spojrzeć na znaki liturgiczne, które się wykonuje. (Ja np. zrozumiałem, co tak naprawdę robię czytając czytania dopiero, kiedy na własnej skórze przeżyłem dar proroctwa).
Może warto się chwilę zatrzymać i powiedzieć sobie, że nauka znaków liturgicznych przez ich wykonywanie niekoniecznie musi być związana z modlitwą ściśle charyzmatyczną. Ludzie w ramach liturgi nigdy nie wykonają gestu wzniesionych rąk, a właśnie podczas modlitwy wspólnotowej mają niepowtarzalna ku temu okazję. Takich znaków oczywiście jest więcej, a niejedna diakonia liturgiczna może się sporo nauczyć w dziedzinie rozumienia znaków liturgicznych od diakonii modlitwy.
Modlitwa charyzmatyczna wymaga mądrości od całej wspólnoty. Niestety, widziałem wspólnoty (i stojących na ich czele odpowiedzialnych), którzy nie sprostali i zostawili swoich uczestników samych sobie. Gorzej, że wtedy sam byłem uczestnikiem, a błedy diakonii tych rekolekcji były tak podstawowe, że już potrafiłem je rozpoznać.
Dary nadzywczajne są niebezpieczne, ponieważ kiedy się faktycznie dzieją, niewiele wiadomo. Widać jakieś znaki i wiadomo, że działają duchy, ale ludzie (w tej liczbie również animatorzy) nie wiedzą, jakie duchy konkretnie (dobre, czy złe). Sąd nad całym zjawiskiem i decyzja co do dalszych działań należy do prowadzącego modlitwę (całkowicie niezależnie od jego formacji) i prawdopodobnie moderatora, jeśli akurat nie prowadzi tej modlitwy. Kiedy brakuje któregoś elementu, może (i czasem powinien) powstać strach, bo świat duchów bywa dla człowieka niebezpieczny. Bardzo dużą szkodę można wyrządzić uczestnikom, kiedy się ich się z tym strachem zostawi. Duch Święty generalnie przynosi pokój, a kiedy go brakuje, to znak, że coś jest nie tak. Wtedy konieczna jest rozmowa z kimś mądrzejszym.
Podejmując we wspólnocie modlitwę charyzmatyczną, warto się trochę przygotować. Po pierwsze, trzeba się wśród animatorów rozpytać, jakie mają doświadczenie i ew. naprostować jakieś błędy. Jeśli się dzielimy na grupy (np. na modlitwę wstawienniczą), trzeba mieć prowadzących modlitwę w poszczególnych grupach (jeśli się dobiera ludzi wg klucza „kto już taką prowadził”, to się zakłada szklany sufit — ja za pierwszym razem skłamałem, bo inaczej nigdy bym tego nie zrobił).
Dla uczestników trzeba mieć sensowne wprowadzenie:
- tak, będzie modlitwa
- nie wiemy na pewno, ale być może będzie charyzmatyczna; to nie zależy od nas
- spodziewamy się niespodziewanego
- potem będzie silentium sacrum (tak, to ważne)
- jeśli ktoś miałby pójść spać z niepokojem, to ma pójść z kimś pogadać (najlepiej wyznaczyć gościa a priori)
Oczywiście po modlitwie trzeba faktycznie umożliwić rozmowę, ale trzeba też modlitwę podsumować w gronie animatorów, dać możliwość wypowiedzenia się księdzu, a ewentualne decyzje przyjąć z pokorą (zwłaszcza jeśli zostały podjęte z ostrożności, nawet bez dopatrzenia się czegoś złego).
Osobną kwestią jest dbałość o te dary. Póki są, trzeba o nie dbać, pewnie przez praktykę. Ja niewiele na ten temat wiem, bo mój dar się skończył zanim się na dobre zaczął. Pewnie pomocą jest 1Kor. Jak często się widuje operujących darem języków, co się za każdym razem starają o tłumaczącego języki?
Różne symptomy, po których można rozpoznać problemy we wczesnej fazie:
- Ogólnie pojęte szukanie sensacji. Przybiera różne formy: najczęściej ludzie po prostu się interesują jak zjawiskiem (zamiast Panem Bogiem); w ekstremalnych przypadkach bywa, że ludzie sobie chodzą po różnych wspólnotach charyzmatycznych aż znajdą, a potem na siłę przeszczepiają własnej wspólnocie.
- Robienie na własną rękę. Nie oznacza to oczywiście, że dary nie występują podczas modlitwy osobistej, ale powinny zostać możliwie szybko przedstawione wspólnocie (do użytku i do oceny).
- Uczenie się techniki. Spotykane szczególnie w związku z glosolaliami i spoczynkiem. Jak się rozmawia ze sprawcami, to się nie wie, czy przypadkiem się nie starali symulować.
- Brak odniesienia do liturgii. Tak, uważam, że jeśli ktoś nie potrafi pokazać, że to zmieniło sposób podejścia do liturgii, to coś jest jeszcze nie tak.
Są ludzie, którzy podejmują się sporządzać jakąś systematykę tych znaków. Jednym z takich był św. Paweł w 1Kor 12. Ja nie jestem ekspertem, ale wydaje mi się, że widziałem nie tylko takie, jak on opisał. Pewnie trzeba przyjąć, że katalog nie jest ograniczony, ale znaki należy rozróżniać, nazywać i szukać myśli Pana Boga, co chciał każdym z nich osiągnąć.
Cytaty z PŚ:
- Mk 16,14-20
- 1Kor 12-14: Warto zwrócić uwagę, że w środku jest „Hymn o miłości”, który wbrew powszechnemu przekonaniu nie jest tylko o miłości, ale bardziej o charyzmatach nadzwyczajnych.